środa, 25 stycznia 2017

Fragment układanki

- Reszty nie trzeba! - Krzyknęłam, otwierając drzwi od starego, ledwo już zipiącego modelu taksówki, walcząc z siatkami. Po raz kolejny nie udało mi się kupić tylko tych najpotrzebniejszych do życia rzeczy. Uśmiechnęłam się w duchu, zadowolona ze swoich kosmetycznych i ubraniowych zdobyczy, wierząc, że korzystanie z nich na pewno wynagrodzi mi wcześniej wydany ogrom pieniędzy.
- Na pewno nie chce się pani ze mną umówić? - Mężczyzna w średnim wieku wyrwał mnie z transu, przechylając głowę w moją stronę, popatrzył się na mnie z nadzieją do momentu, kiedy nie stanęłam na krawężniku.
- Nie - westchnęłam ciężko i zatrzasnęłam drzwi. Po cholerę byłam dla niego taka uprzejma przez całą drogę z centrum?  Kolejny prostak, którego przerastało mycie się i używanie antyperspirantów. Jego oddech również mnie nie urzekł, a gumy do żucia w dwudziestym pierwszym wieku faktycznie mogły okazać się dla niego produktem trudno dostępnym.
Zaśmiałam się sama do siebie, przeklinając wszystkich dotychczas spotkanych przeze mnie mężczyzn. Istna komedia, jeszcze tylko popcornu do tego brakowało.
Poprawiłam torebkę, kierując się w stronę kilkupiętrowego bloku, w którym mieszkałam już od jakiegoś czasu. Co prawda mieszkanie nie było w pełni umeblowane i wyremontowane, ale nie byłam wybredna - dało się przeżyć.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i sprawdziłam nadchodzące powiadomienia. Niestety nie udało mi się odmówić przyjścia na domówkę, którą organizowała moja przyjaciółka. Nawet nie udawała, że słucha moich wymyślnych historyjek, więc postanowiłam, że mimo wszystko zjawię się chociaż na jakiś czas. Nie lubiłam jej znajomych, nie do końca wiedziałam, o czym mogłabym z nimi porozmawiać, ale też nie podobał mi się fakt spędzania kolejnego wieczoru przed telewizorem z butelką wina. Dlatego po wejściu do środka wyrzuciłam na podłogę całą zawartość zakupów i zaczęłam zastanawiać się nad strojem, nie mogłam przecież źle przy nich wypaść ani pokazać się od “dresowej” strony. Po dłuższych zastanowieniach wybrałam dwuczęściowy kombinezon w kolorze khaki z dosyć luźnymi ramiączkami - pogoda dawała w kość, temperatury z każdym dniem rosły w nieskończoność. Poprawiłam włosy, makijaż, dobrałam buty, a widząc, że mam jeszcze chwilę luzu, zaczęłam uzupełniać kalendarz. Nie sądziłam iż kiedykolwiek może się faktycznie przydać, a tym bardziej podczas wakacyjnej pracy i praktykach w szpitalu.
Oczywiście, zdążyłam już dostać masę wiadomości od Ino, która natrętnie dziękowała i cieszyła się, że przyjdę. Oj, zdecydowanie wynagrodzi mi to w alkoholu - nie odpuszczę. Uśmiechnęłam się do ekranu, ale chwilę później zmarkotniałam - nie zachwycała mnie wizja spotkania kolejnego, odrażającego taksówkarza. Dziewczyna mieszkała kilkanaście kilometrów od mojego miasta, więc spacer zdecydowanie nie wchodził w grę.
- Heloł - rzuciłam jak zwykle, czekając na reakcję przyjaciółki.
- Nie ma mowy, teraz się nie wykręcisz! - Krzyknęła tak głośno, że moje bębęnki nie były szczęśliwe.
- Nie w tej sprawie dzwonię, głupia jesteś - odpowiedziałam. - Przecież milion razy już tłumaczyłam, że się zjawię. Problem w tym, że nie za bardzo mam transport… - podrapałam się po głowie i czekałam na jej reakcję. A może jednak moja obecność nie będzie obowiązkowa?
- Zaraz do ciebie oddzwonię, nie martw się, mała - była za bardzo zadowolona z siebie, musiała wymyślić coś głupiego. Westchnęłam ciężko i rzuciłam się z powrotem na kanapę w oczekiwaniu telefonu.
Chwilowo zdjęłam buty na delikatnym obcasie i rozkoszowałam się wolnością, obolałych już po całym dniu stóp. Przejrzałam większość mediów społecznościowych, oglądając głównie kolejne “fit loverki” - szczęśliwe, z coraz to lepszą formą, z idealnymi mężczyznami przy swoim boku. Co one takiego w sobie mają? Nie mam bladego pojęcia i prawdopodobnie nigdy nie dowiem się, jak to jest.
Po kilku minutach rozległ się dźwięk telefonu - aha, zdecydowanie coś przekombinowała.
- Za dziesięć minut wyjdź przed klatkę - oznajmiła radośnie, bez żadnego wytłumaczenia.
- Dlaczego? - skrzywiłam się i znowu straciłam ochotę na wychodzenie gdziekolwiek, wolałam na spokojnie posiedzieć w domu.
- Mój kumpel zaraz po ciebie będzie, ten co ci tyle o nim opowiadałam ostatnio - zaśmiała się głupkowato. Oczywiście, że wiedziałam który… Cholera, wiedziałam o nim wszystko! Nie zapomnę wieczoru spędzonego w towarzystwie blondynki i jej barwnych opowieści zamiast oglądania kolejnej części Bridget Jones. Mogłam się nie odzywać i przemęczyć się piętnaście minut ze zboczonym kierowcą taksówki. Wyśmienicie!
- I o czym ja mam niby z nim rozmawiać, co powiedzieć? - nie wierzyłam w to, co się dzieje. - Przecież ja go nie znam, do kurwy nędzy! - Zaśmiałam się histerycznie, chociaż wcale do śmiechu mi nie było. Brawo, wsiądziesz z obcym facetem do auta, gratuluję.
- Sakura, nie przesadzaj, dobra? Dużo mu o tobie opowiadałam, na pewno znajdziecie wspólny język! Tylko mi go nie podrywaj - zachichotała i zakończyła rozmowę.
Super.
Ekstra.
Cudownie…
Z racji, że nie było już odwrotu wyszłam z domu i stanęłam pod klatką. Jeśli dobrze pamiętam nazywał się Uchiha, imienia sobie nie przypomnę, więc może po prostu nie będę się za dużo odzywać.
Czekałam na niego niecałe dziesięć minut, pojawił się pod samym blokiem w ciemnym volvo i machnął do mnie ręką. Dzięki Bogu, bo znając życie bym się pomyliła i wsiadła do czyjegoś auta.
- Cześć, Sakura - oznajmiłam, siadając na miejscu pasażera i podałam mu rękę. O dziwo odwzajemnił mój gest, lecz burknął coś tylko pod nosem - aha, gbur i palant.
Nie planowałam podejmować kolejnej próby rozmowy ze “wspaniałym” facetem Ino, którym tak bardzo się zachwyca. Kolega również nie pałał entuzjazmem, a całą drogę do domu przyjaciółki przesiedzieliśmy w ciszy. Planowałam wygarnąć jej dobór kierowcy zaraz po wejściu.
Wysiedliśmy z samochodu i kierowaliśmy się w stronę wejścia. Przyjrzałam się temu dziwakowi - niestety musiałam przyznać, że jest mega przystojny. Wysoki ciemnowłosy, blada cera, uwydatnione policzki, duże, piwne oczy. Jednak chyba mogłam pogratulować blondynce gustu - wyglądał nieziemsko. Zamyśliłam się przez dłuższą chwilę, lecz z transu wybudziła mnie dziewczyna, wybiegająca na podwórko i zachęcająca nas gestem ręki do wejścia. Spojrzeliśmy po sobie - najwyraźniej nie tylko ja uważałam ją czasami za kompletną wariatkę. Zaśmiałam się cicho, a tajemniczy gość również wykrzywił usta w coś na kształt uśmiechu. Czyli miał jakąkolwiek mimikę twarzy, uff!
Po wejściu do przedpokoju udaliśmy się do niewielkiej kuchni, w której przesiadywała już część znajomych. Na pierwszy rzut oka wiedziałam, że nie będę pasowała do tego towarzystwa, więc zaczęłam rozglądać się za butelkami z alkoholem. Naliczyłam ich całkiem sporo, dlatego postanowiłam dać temu wieczorowi kolejną już szansę.
- Sakura, czeeść! - Krzyknęło kilka dziewczyn, z którymi miałam wcześniej styczność. Dwie z nich były nawet całkiem znośne - Temari, a także Hinata. Tolerowałam jedynie ich towarzystwo spośród pozostałych, pustych i napalonych idiotek. Na parapecie siedział jeden typ, z którym nie chciałam mieć nic wspólnego, ponieważ mieliśmy za sobą przelotną znajomość.
- Hej, a gdzie reszta? - Spytałam, lekko zbita z tropu ilością obecnych.
- Zaraz powinna się zjawić - odparła Ino. - Musimy poprzenosić cały ten majdan do salonu i możecie się wszyscy rozgościć - zaćwierkała.
Zajęłam się głównie jedzeniem, przy okazji spróbowałam kolejnych rodzajów sałatek, których narobiła blondi - czego jak czego, ale talentu kulinarnego zazdrościłam jej zawsze i kiedy tylko była okazja prosiłam ją, żeby coś dla nas urządziła. Chłopaki zajęli się trunkami i przestawianiem stołu, a Tem i Hinata próbowały rozszyfrować odtwarzacz płyt. Kiedy wszystko zostało już przeniesnione, uprzątnięte, Sasuke pokusił się o otworzenie pierwszej butelki whisky.
- Nie poczekamy na innych? - Warknęłam, sądząc, że zaczęcie przed przyjazdem reszty zaproszonych jest co najmniej nieuprzejme i niemiłe. Nie chciałabym zostać w ten sposób potraktowana przez kogoś z moich przyjaciół.
- Przyjdą to se naleją - o, stwierdził. Ciśnienie podniosło mi się do granic możliwości, ale postanowiłam na razie się z nim nie sprzeczać, chociaż przez początek tej domówki. Wszyscy spojrzęli na mnie pytająco, lecz w końcu po prostu przytaknęłam i podałam chłopakowi swoją szklankę.
- No to zdrowie! - Wykrzyknęli zgromadzeni i zabrali się za spożywanie kilkunastoletniej whisky. Musiałam przyznać, że była całkiem niezła, ponieważ po pierwszym łyku czułam już przyjemne mrowienie w organizmie, a i smak nie był najgorszy. Od razu poczułam się lepiej po całym dniu wrażeń, poza tym czułam, że to jeszcze nie koniec “atrakcji”.
Po kilkunastu minutach faktycznie zjawiła się reszta “ekipy”. Tym razem, niestety albo i stety przyszły osoby, które widziałam pierwszy raz na oczy. Przynajmniej nie wiedziałam, z kim mam do czynienia. Jeden przeuroczy, lecz trochę głupkowaty wysoki blondyn w pomarańczowym podkoszulku (w którym notabene wyglądał dosyć komicznie); nieco niższy brunet, który wpakował się do mieszkania z samoyed’em, rozwalającym wszystko co się da oraz kolejny chłopak (chyba nieco przyćpany) o długich włosach związanych w kucyka i znudzonym wyrazie twarzy. Połączenie to wydawało się z jednej strony śmieszne, a z drugiej także interesujące.
Przedstawili się, przywitali ze wszystkimi i zasiedli z nami przy ogromnym, szklanym stole.
- Czego się napijecie? - Zapytała z troską gospodyni, nie mogąc się doczekać, aby zacząć upijać swoich gości.
- Whisky z colą - odparł zapatrzony w jeden punkt Shikamaru.
- Czystą - dodał maniak zwierząt.
- A ja poproszę drinka z niewielką ilością pepsi i limonką - wyszczerzył się blondyn, odsłaniając swoje idealnie proste, białe, zadbane zęby.
- Ciekawe skąd ci, kurwa, wezmę limonkę - odpowiedział Sasuke, polewając reszcie. Kolejny raz tego wieczoru podniósł mi ciśnienie i posuł mi humor. Wiedziałam, że nie mogę powiedzieć przyjaciółce, żeby go wywaliła - była za bardzo zaślepiona i widziała same jego zalety. Gdzie one, do chuja były? (no może oczywiście oprócz wyglądu).
- A czy muszisz, kurwa, ciągle bluzgać? - W pewnym momencie wybuchłam, nie mogłam się powstrzymać - musiałam mu dogryźć. 1:0 dla mnie! Miałam tylko nadzieję, że nie wszczęłam właśnie awantury, która sprawi iż wszyscy nagle uciekną do swoich domów. Chociaż z drugiej strony… to było tego warte.
Spojrzałam na tego niemilucha i udało mi się zauważyć zmieszanie, malujące się na jego idealnej twarzy. Prawie nie wylał zawartości kolejnej butelki, a usta rozdziawił jakby pierwszy raz ktoś się mu przeciwstawił. A może byłam taką osobą? Kto wie.
Nie odpowiedział, patrzcie państwo! Umarłam z dumy. Kolega w ciszy polał chłopakom ich zachcianki, nawet nie mrugnął. To się dopiero nazywa moc przekazu. Spojrzałam na Ino - ta jednak nie była zadowolona z mojego występku. Wzruszyłam ramionami, dając dziewczynie do zrozumienia, że tak trzeba było zrobić. Może teraz ten dupek przestanie się rządzić i wszystkimi pomiatać.
Siedzieliśmy tak pewien czas, do momentu aż wszyscy stali się “lekko” wstawieni. Muszę przyznać, że nawet nieźle się bawiłam z nowo poznanymi dżentelmenami - okazali się całkiem zabawni, a zwłaszcza ciągle uśmiechający się blondyn, który wprawiał mnie w dobry nastrój. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, lecz w pewnym momencie głos zabrała pani domu.
- Chodźmy rozpalić ognisko! - Krzyknęła, jakby ją olśniło - była zdecydowanie za bardzo podniecona swoim pomysłem, no i oczywiście trachnięta.
- Pojebało cię do reszty? - Prawie poplułam siebie i wszystkich dookoła, słysząc tę propozycję.
- Nieee, uważam, że to świetny pomysł i okazja, żeby się zintegrować! - Ohoho, zachciało jej się łączyć ludzi.
- Ino, daj sobie…
- Czemu nie - głos zabrał, siedzący przez ostatnie kilkanaście minut w ciszy gbur. Kolejny raz omal nie udusiłam się ze zdziwienia.
- O, i to mi się podoba - odpowi powiedziała blondi. - Skoro Uchiha na to idzie, to reszta nie powinna mieć z tym najmniejszego problemu - najwyraźniej była z niego bardzo dumna i szczęśliwa, że chociaż raz chłopak, który jej się podobał poparł jej propozycję. Prychnęłam głośno, a w odpowiedzi dostałam od bruneta pełen nienawiści, chamski uśmieszek. Nie mogłam jednak dać mu za wygraną.
- Świetnie, w takim razie bierzemy się za robotę - odpowiedziałam zmotywowana, pełna zapału do zrobienia kolejnej głupty w swoim życiu. Tylko po co było nam, dwudziestolatkom rozpalić ognisko? Absolutnie nie rozumiałam sensu tej “zabawy”. Co będziemy robić, śpiewać harcerskie ballady czy grać na gitarze i piec kiełbaski? Zaśmiałam się enty raz tego wieczoru, uważając, że to idiotyczne, ale nie zamierzałam rezygnować.
Zgromadziliśmy się wszyscy za domem i musiałam przyznać, że ogromna przestrzeń, jaką Ino posiadała wokół swojej posiadłości była wręcz idealnym miejscem do takiego “przedsięwzięcia”. Shikamaru z Kibą wybrali się po podpałkę i gazety do rozpalenia, a my w tym czasie wzięliśmy się za przynoszenie drewna, którego dziewczyna zdecydowanie miała za dużo. Wszystkich tak pochłonęła ta robota, że nikt praktycznie się do siebie nie odzywał. Sasuke również się zaangażował, co chwilę zbierając kolejne mniejsze i większe kawałki, a później układał je w idealnie równy stos. Widać było, że w swoim życiu nie raz się w to bawił.